Zaproszeni na świętą wieczerzę

O drugim roku realizacji programu duszpasterskiego dla Kościoła w Polsce poświęconego Eucharystii oraz o aktualnych wyzwaniach pastoralnych w dobie pandemii z abp. Wiktorem Skworcem, przewodniczącym Komisji Duszpasterstwa KEP, rozmawia Katolicka Agencja Informacyjna.

Motto nowego programu duszpasterskiego brzmi: „Zgromadzeni na świętej wieczerzy”. Co było głównym celem tego programu, którego hasło, trzeba to dodać, ustalono na długo przed pandemią?

Na pierwszy rzut oka można stwierdzić, że pandemia, dystansując nas od parafialnych wieczerników, podważyła zasadność realizacji programu duszpasterskiego o Eucharystii. Ograniczenia i brak dostępu do Eucharystii paradoksalnie jednak pozwalają – przynajmniej części wiernych – doświadczyć na nowo wartości Mszy św.: wróćmy myślami do naszych tęsknot z Wielkiego Tygodnia i Wielkanocy, do zawirowań wobec rozumienia komunii duchowej itd.

W moim przekonaniu pandemia wpłynęła ostatecznie na to, że Kościół pozbawiony wielu narzędzi działania i odziaływania bardziej niż kiedykolwiek przedtem Eucharystią przemawia, ewangelizuje i katechizuje najszersze rzesze wiernych.

Ten i każdy inny program duszpasterski to pewnego rodzaju oferta, umocowana zawsze w decyzji Konferencji Episkopatu Polski, która zaaprobowała trzyletni program duszpasterski związany z Eucharystią. Wraz z I Niedzielą Adwentu wchodzimy w nowy rok liturgiczny i duszpasterski z programem „Eucharystia daje życie”, którego hasło w rozpoczynającym się roku brzmi: „Zgromadzeni na świętej wieczerzy”.

A do jakich refleksji te słowa powinny skłaniać wierzących dziś, gdy zgromadzenie na świętej wieczerzy w kościele jest bardzo utrudnione? W dodatku nie wiadomo, na jak długo oraz czy restrykcje sanitarne nie ulegną dalszemu zaostrzeniu.

Nasuwają się dwie uwagi. Najpierw o przestrzeni. Trzeba korzystać z istniejących możliwości gromadzenia się, a każdą sytuację postrzegać jako duszpasterską szansę. W naszym kraju kościoły pozostają otwarte, sprawuje się „świętą i Boską liturgię” przy ograniczonej liczbie wiernych. Pamiętamy, że wiosną było inaczej. Powszechna była dyspensa od uczestniczenia. Nawet w Wielki Czwartek nasze wieczerniki pozostały puste, a wierni dzięki transmisjom przeżywali „wielką tajemnicę wiary” u siebie w mieszkaniach. Aktualnie jest inaczej; właściwie wszelkie możliwości uczestniczenia we Mszy św. są dostępne.

Druga uwaga nawiązuje do słów papieża Franciszka z Ewangelii gaudium (222), że czas jest ważniejszy niż przestrzeń. Nie wypełniając obecnością przestrzeni parafialnych wieczerników, w które mocno inwestowaliśmy, a jednak uczestnicząc w liturgii Mszy św. w swoich mieszkaniach, przeznaczamy na to swój czas. Nadszedł czas inwestowania w czas. Więc zachęcamy do rezerwowania czasu na Eucharystię, zwłaszcza niedzielą, bo dziś Kościół przede wszystkim Eucharystią przemawia, ewangelizuje, katechizuje i buduje komunię – wspólnotę.

Liczba katolików uczestniczących w niedzielnej Eucharystii spadła drastycznie. Księża odprawiający Mszę widzą przed sobą zaledwie garstkę zgromadzonych na wieczerzy… To chyba jest też nowym wyzwaniem dla duchownych. Jak przeżywają to księża, czym to doświadczenie jest osobiście dla księdza Arcybiskupa?

Zjawisko, o którym Pan mówi, trwa już od dłuższego czasu. Statystki dotyczące dominicantes, czyli regularnego, cotygodniowego udziału we Mszy św. niedzielnej wykazują tendencję spadkową. Widzę kilka przyczyn: desakralizacja niedzieli po roku 1989, moda na weekendową mobilność, materializm praktyczny, odejście do zasady „bardziej być niż mieć”, dedykowanej młodym przez św. Jana Pawła II na Westerplatte 12 czerwca 1987 roku.

A doświadczenie i znak pandemii przyjmujemy z pokorą. I z nadzieją, że po czasie pustyni wszyscy ochrzczeni zatęsknią za „manną z nieba”, za „chlebem pielgrzymów”, za Eucharystią, w której spełnia się zapowiedź naszego Zbawiciela: „Jestem z wami!”. I za wspólnotą budowaną przez Ducha Świętego w wieczerniku, która może się stać – jak mówił prof. Joseph Ratzinger w 1969 roku – „małą trzódka”. Naszym jednak zadaniem, mimo tych trudnych doświadczeń, jest ufność, że naszej ułomnej ewangelizacyjnej posłudze Pan da wzrost (por. 1 Kor 3,6).

A może doświadczenie „Kościoła cyfrowego”, a więc uczestnictwa w liturgii za pośrednictwem transmisji – telewizyjnych czy internetowych – okaże się czymś długotrwałym? Jak przejść przez takie wyzwanie? Czy gdyby rzeczywiście miało potrwać wiele miesięcy, a może i parę lat, nie warto byłoby pomyśleć o dalszym wzbogaceniu obecności Kościoła w tej przestrzeni? W jaki sposób?

To pytanie ma w sobie wiele znaków zapytania. Dokładnie nie wiemy, jak będzie: „jedno jest pewne, że nic nie jest pewne”. Wcześniej i teraz w przestrzeń internetu przeniosło się życie religijne, duszpasterstwo i sprawowanie sakramentów, przede wszystkim niedzielnej Eucharystii. Parafie szybko organizowały transmisje internetowe ze swoich kościołów, które – jak wykazała statystyka – cieszyły się największą partycypacją nieobecnych fizycznie uczestników liturgii mszalnej. Wspólnoty ożywiające Kościół różnymi charyzmatami wprowadziły w obieg internetu i mediów społecznościowych ewangelizacyjne treści, często w atrakcyjnej formie. Strony internetowe parafii, zazwyczaj bierne informacjami, pulsowały przekazem o licznych wydarzeniach i parafialnych inicjatywach. Codzienną praktyką stało się odbieranie przez duszpasterzy poczty mailowej i dyżurowanie przy parafialnym telefonie, aby prowadzić zdalne duszpasterstwo.

W moim przekonaniu księża wraz z odpowiedzialnymi za parafialne ruchy i stowarzyszenia szybko odkryli szansę duszpasterską, jaką oferują współczesne środki społecznej komunikacji, aby docierać do mniej związanych z parafią i do wszystkich obecnych na medialnych areopagach. To właśnie w okresie społecznego dystansu, izolacji i kwarantanny w wirtualnej przestrzeni rozwijało się duszpasterstwo, życie religijne, a Kościół umacniał się mimo braku dostępu wiernych do sakramentów świętych i doświadczania Kościoła jak wspólnoty, zgromadzonej fizycznie w tym samym miejscu.

Wiem, brzmi to bardzo optymistycznie, bo Kościół od zawsze wprzęgał zdobycze techniki w dzieło ewangelizacji i tak pozostanie.

Wszyscy oczekujemy powrotu do normalności, ale rodzi się też pytanie, czy takie wytrącenie z cotygodniowego uczestnictwa we Mszy św. w kościele i przeżywanie liturgii w domu, przed ekranem telewizora czy komputera, nie niesie jakichś nowych szans duchowej odnowy czy nawet pogłębienia wiary. Także dlatego, że sytuacja niepokoju – o siebie, najbliższych, kraj – w naturalny sposób sprzyja myśleniu o rzeczach najważniejszych…

Wpadliśmy w stan arytmii. Wydaje się, że sytuacja związana z pandemią otwarła parafie i duszpasterzy na nowych sprzymierzeńców, pomocników, którym zależało na kontynuacji życia religijnego i duszpasterskiego w parafii w przestrzeni medialnej. Można przypuszczać, że wielu wspierających parafie, choćby od strony organizacji internetowych transmisji, takimi pozostanie, kiedy wrócimy do sytuacji społecznej sprzed stanu epidemicznego.

Na razie jesteśmy w stanie niepewności i jednak stresu, bo wirus nie wybiera. A Kościół wskazuje na Eucharystię i przypomina naukę Soboru Watykańskiego II, który stwierdził, że to szczyt i źródło… więc jak nie prowadzić do źródła, przy którym doświadczamy bliskości Boga i poczucia sensu i gdzie rodzą się zawsze potrzebne prospołeczne postawy.

A co do duchowej odnowy, trzeba przypominać, czym jest Msza św. To dramat miłości Boga do człowieka z mocnym akordem ukrzyżowania i zmartwychwstania na końcu, uobecniany dla nas w pierwszy dzień tygodnia w ofierze i uczcie, we Mszy św.

W tradycji Kościoła zachowało się wskazanie, że udział we Mszy św. powinien być poprzedzony przygotowaniem, ciszą, a po jej zakończeniu dziękczynieniem. Nauczmy się tych praktyk w czasie pandemii, bo one sprzyjają myśleniu o rzeczach najważniejszych.

Czy sądzi Ksiądz Arcybiskup, że pandemia może w sposób bardziej trwały, długofalowy zmienić sposób przeżywania wiary?

W tym pytaniu rozróżnia Pan zagadnienie wiary od praktyk religijnych, których są wyrazem wiary. Brak praktykowania może wiarę osłabić i zmienić sposób jej przeżywania. Dlatego – mimo udzielonej dyspensy – zapraszamy do udziału w transmitowanej Eucharystii; przypominamy, że rzeczywistym udziałem nie jest oglądanie retransmisji, tylko udział w liturgii w rzeczywistym czasie jej sprawowania. Na teraz i na później winniśmy się wszyscy niejako na nowo uczyć Eucharystii. Od celebransów i służby liturgicznej wymagamy ars celebrandi, a od uczestników ars participandi, sztuki uczestniczenia. Wspomniałem o tym już wyżej. A ars celebrandi to m.in. stosowanie się do norm liturgicznych zawartych we wprowadzeniu ogólnym do mszału rzymskiego.

Nie ma co ukrywać, że pandemia jakoś poróżniła wspólnotę Kościoła. Myślę o podejściu do form przyjmowania Komunii świętej. Są tacy, którzy normy sanitarne od początku bagatelizowali – zarówno wśród świeckich, jak i księży - i ci, którzy zwracali uwagę na to, że także w świątyni można zarazić się Covidem i wyrażali oburzenie na nieprzestrzeganie zaleceń zarówno przez wiernych, jak i udzielających Komunii. Dlaczego właściwie ta sprawa nas poróżniła?

To też problem poszanowania autorytetu, rozluźnienia kościelnej dyscypliny i jedności. Przypomnę, że Rada Stała KEP 12 marca br. wydała zarządzenie, w którym przypomniano, że liturgiczne normy Kościoła przewidują przyjmowanie Komunii św. na rękę, do czego zachęcono. Wielu biskupów diecezjalnych wydało własne zarządzenia, w których podtrzymano tę zasadę, a nawet ją wzmocniono sformułowaniem: „zaleca się usilnie”. Wydaje się, że wszędzie tam, gdzie duszpasterze właściwie pouczyli wiernych, podając motyw wzajemnej troski o ograniczenie epidemii, troski o zdrowie, to praktyka przyjmowania Komunii św. na rękę została przyjęta spokojnie.

Pandemia jest czasem próby, ale i wyzwań. Z perspektywy ostatniego półrocza trudno wyprowadzać wnioski, bo mogą okazać się niesprawiedliwe. Na tym etapie powinniśmy się wzajemnie umacniać i wbrew istniejącym napięciom – współtworzyć wspólnotę pokoju; pokój bowiem jest jednym z owoców Eucharystii, darem Chrystusa Zmartwychwstałego.

Godne uczestnictwo we Mszy św., „zgromadzenie na świętej wieczerzy” wymaga postawy otwartości wobec bliźniego, wybaczenia win, niechowania urazy. Co zrobić, by Msza św. przynosiła także widoczne owoce w postaci pojednania między Polakami? Podział, który obserwujemy, osiąga niewidziane dotąd rozmiary, wywołuje zenitalne wręcz emocje. A przecież po obydwu stronach stoją katolicy, wielu z nich gromadzi się na „świętej wieczerzy”…

Właśnie trzeba środkami oddziaływania duszpasterskiego budować parafialne wspólnoty, gromadząc je wokół ołtarza, pamiętając, że to nie my gromadzimy, a Chrystus, który w Eucharystii jest z nami przez wszystkie dni, także te pandemiczne, aż do skończenia świata.

W Dzień Ubogich papież Franciszek polecił: „wyciągnij rękę do ubogiego”. I to jest nasza powinność, by wychodzić naprzeciw, nie odpowiadając emocjami na emocje. Eucharystia jest miejscem przyjęcia pozdrowienia i daru pokoju. I wszyscy wierni Eucharystii powinni wnosić pokój w ten świat. I wyciągać rękę zwłaszcza do ubogich młodych, którzy w ten burzliwy czas opuszczają łódź Kościoła, sądząc, że po drugiej stronie czeka na człowieka raj na ziemi, a ludzka wolność może być jedynie konsumowana, bez odpowiedzialności i ponoszenia konsekwencji.

Zauważmy, że w okresie pandemii rozkwitła działalność charytatywna Kościoła, co jest niewątpliwie owocem udziału w Eucharystii, szkole miłości bliźniego. Rozwinął się wolontariat. Podejmowano wiele akcji i działań na rzecz osób samotnych, chorych i w podeszłym wieku. Umocniła się pomoc sąsiedzka, zawsze w Kościele promowana i zalecana.

Gdziekolwiek jako chrześcijanie, katolicy jesteśmy, to wkraczając w przestrzeń Eucharystii, uświadamiamy sobie słowami „moja wina” naszą kondycję wobec Boga i bliźniego. I niech nas to chrześcijańskie poczucie realizmu nie opuszcza.

W świetle najnowszych badań wskazujących na rekordowo niskie zaufanie do Kościoła, wydaje się wielce prawdopodobne, że w Mszach św. będzie uczestniczyło coraz mniej osób. Bo, jak zauważył jeden z komentatorów tych badań, stosunek do Kościoła kształtuje również religijność, a więc może odbić się na praktykach. Jak to wyzwanie odczytuje przewodniczący Komisji Duszpasterstwa KEP?

Wyzwań jest wiele. O tych związanych z realizacją programu duszpasterskiego już zostało powiedziane. Pandemia nauczyła nas odchodzenia od schematów, wychodzenia z utartych od lat ścieżek duszpasterskiej działalności. Rezygnacja z kryterium myślenia i działania spod hasła „zawsze tak było” musi zaboleć. Tym niemniej duszpasterstwo rozgrywa się zawsze w podwójnym wymiarze: indywidualnym i wspólnotowym. Okoliczności, konkretny kontekst historyczny mogą zmieniać proporcje naszego zaangażowania w tych dwóch przestrzeniach; w ostatnich miesiącach wzmocniło się duszpasterstwo indywidualne i tak już pozostanie.

Wiary nie przekazuje się jak majątku. Kościół ma obowiązek ewangelizować każdego człowieka niejako od początku z nadzieją, że człowiek przyjmie orędzie Dobrej Nowiny i Jezusa jako swego Pana.

Wiarę przekazuje się w rodzinie, więc odpowiedzialność za losy wiary ponoszą również, a może przede wszystkim, rodzice. Stąd też apel do rodziców i nasze działanie – przede wszystkim duszpasterskie, modlitewne, aby prowadzić do praktyk religijnych, które są znakiem wierności Bogu.

A do wyzwań wracając, to niewątpliwie poza kwestią udziału wiernych w niedzielnej liturgii wyzwaniem jest konieczność parafialnej katechezy dzieci, młodzieży i dorosłych, przygotowanie do małżeństwa i duszpasterstwo rodzin. W tych bardzo wielu zadaniach trzeba szukać pomocników. Powinni nimi być rodzice, dziadkowie, a nawet sąsiedzi, pomagający przekazywać niejako zdeponowany w Kościele, w rodzinie system wartości i kultury.

Nie mogę nie wspomnieć wyzwań płynących z aktualnego kontekstu polityczno-społecznego i atomizacji. Mamy narzędzie, na które wielu się powołuje, to katolicka nauka społeczna i jej fundamentalne przesłanie dotyczące państwa i jego instytucji, pokoju i społecznego ładu, solidarności, dobra wspólnego i dialogu. W oparciu o nią Kościół musi pełnić swoją krytyczno-profetyczną misję i gromadzić w jedno. Eucharystia jest miejscem i czasem gromadzenia w jedno, a „zgromadzeni na świętej wieczerzy” jesteśmy w kręgu oddziaływania Boga. A Duch, który od Ojca i Syna pochodzi ma moc przemiany nie tylko materii eucharystii – chleba i wina – w Ciało i Krew, ale i nas zgromadzonych na Eucharystii we wspólnotę Kościoła.

I ostatnia myśl, płynąca z poprzedniej: naszą nawet największą aktywnością, naszym działaniem nie rozwiążemy wszystkich problemów. Liczymy na działanie Ducha Świętego, na Bożą łaskę, dlatego trwamy na modlitwie, aby chrzcielny zasiew łaski wiary, nadziei i miłości przynosił plon.

Wywiad: KAI
« 1 »

reklama

reklama

reklama