Śmierć Jana Pawła II czy rządy prawicy i skandale? Co okazało się gorsze dla Kościoła?

W świetle najnowszych badań IBRiS zdecydowanie pozytywny stosunek do Kościoła katolickiego w Polsce zadeklarowało zaledwie 16 proc. badanych. 35 proc. deklaruje "pozytywne" nastawienie. Pod koniec lat 90-tych było to 55–65%. Co wpłynęło na tak dramatyczny spadek?

Kryzys widać wyraźnie jeśli zestawi się te badania z analogicznym wykonanym przez IBRiS 4 lata temu, we wrześniu 2016 roku. Wtedy zaufanie do Kościoła deklarowało 58 proc. respondentów ( w tym 22,8 proc. zdecydowane), a nieufność 22,9 proc., z czego zdecydowanie nie ufało Kościołowi wtedy tylko 5,8 proc. Zatem w świetle badań IBRiS, w okresie 4 lat zaufanie do Kościoła spadło o 23 proc., a deklaracje braku zaufania wzrosły o 9 proc. 

Podobną sytuację wykazują badania CBOS, który pytanie o ocenę działalności Kościoła zadaje Polakom regularnie od ponad 20 lat. Pozytywną ocenę Kościoła na przełomie lat 80 i 90-tych ubiegłego wieku deklarowało ok. 90 proc. Polaków. Na początku lat 90-tych - w okresie transformacji - pod wpływem oskarżeń Kościoła o próbę „zawładnięcia” przestrzenią życia publicznego ta pozytywna ocena spadła. W 1993 r. wyrażało ją zaledwie 40 proc. Polaków. Potem jednak pozytywne oceny Kościoła systematycznie rosły, stabilizując się od końca lat 90-tych na poziomie 55–65 proc.

Śmierć Jana Pawła II

Na pozytywne oceny Kościoła w Polsce nie wpłynęła śmierć Jana Pawła II w 2005 r., choć niektóre wskaźniki religijności, np. w sferze powołań kapłańskich, zaczynają wówczas spadać. Zmiana wskaźników zaufania do Kościoła zaczęła następować mniej więcej od 2016 r. Badania z sierpnia 2016 r. wykazują, że pozytywne oceny Kościoła maleją o 7 punktów procentowych, osiągając poziom 55 proc., a negatywne wzrastają do 32 proc. Jest to paradoks, gdyż władzę w Polsce objęła partia sprzyjająca Kościołowi i deklarująca wierność wartościom chrześcijańskim. Można by się spodziewać, że pozycja Kościoła w społeczeństwie dzięki temu wzrośnie, ale stało się inaczej. Malejącego zaufania do Kościoła nie zahamowały huczne obchody 1050-lecia chrztu Polski, zorganizowane wiosną 2016 r., ani pielgrzymka papieża Franciszka oraz Światowe Dni Młodzieży, jakie odbyły się latem tego roku.

Sprawa ta wymaga z pewnością wnikliwych badań, jednak można zasugerować tezę, że objęcie władzy przez PiS i manifestacyjnie deklarowana przez to ugrupowanie więź z Kościołem, zachwiały pozycją neutralnego autorytetu, ponad wszelkimi wewnątrzpolskimi podziałami, jaka dotąd charakteryzowała Kościół. Zaczął być on kojarzony jako „strona” i sojusznik określonego, partykularnego nurtu. Stało się to wbrew intencjom samego Kościoła, czy faktom potwierdzającym różnice poglądów z rządzącą koalicją, choćby w zakresie stosunku do uchodźców czy obrony życia. Mimo to, w świadomości społecznej zaczął ugruntowywać się fałszywy stereotyp o „sojuszu ołtarza z tronem”. Dlaczego? 

Pewnie dlatego, że Kościół – nie chcąc być postrzegany jako zwolennik którejś ze stron w wewnątrzpolskim sporze - w tych latach dość mocno ograniczył swe wypowiedzi na temat życia publicznego. O ile w poprzednich dziesięcioleciach wolnej Polski głos Kościoła zazwyczaj towarzyszył różnym zjawiskom życia publicznego i ostrzegał przed posunięciami godzącymi w fundamenty demokracji, zagrażającymi godności człowieka czy przed źle pojętym patriotyzmem, to po roku 2015 głos ten ograniczył się niemal wyłącznie do sfery obrony życia. Wobec gorących sporów, kiedy zdaniem jednych następowały próby „uzdrowienia” demokracji, a zdaniem innych było to jej „demolowanie”, większość hierarchii nie zabierała głosu, a nieliczna jej część wspierała „dobrą zmianę”.

Ze strony Episkopatu i jego przewodniczącego była to świadoma strategia, nieopowiadania się po żadnej ze stron w imię neutralności Kościoła. Jednak przez część społeczeństwa, w szczególności tę sympatyzującą z opozycją, linia ta została odebrana opacznie. Część polityków i opinii społecznej zaczęła postrzegać Kościół jako instytucję legitymizującą obóz władzy. A było to tym łatwiejsze, skoro politycy obozu rządzącego robili wszystko, aby zamanifestować swą bliskość z Kościołem, wypełniając pierwsze ławki świątyń, kiedy tylko nadarzyła się okazja. A publiczna telewizja mocno to nagłaśniała.

Sojusz ołtarza z tronem, tragiczny stereotyp

Musimy pamiętać, że stereotyp sojuszu ołtarza z tronem (niezależnie od tego na ile faktycznie jest on prawdziwy) zawsze jest dla Kościoła niebezpieczny. A w ślad za jego ugruntowywaniem się w Polsce ostatnich lat, część wielkomiejskiej inteligencji związanej z siłami opozycyjnymi, zaczęła mówić o swej „bezdomności” w Kościele, gdyż ponoć Kościół miał popierać kogo innego. Oczywiste jest, że nie dotyczyło to osób głęboko religijnych, ale tych dla których związek z Kościołem ma charakter przede wszystkim kulturowy, a takich jest niestety większość. Proces ten skutkował narastającym resentymentem licznych środowisk wobec Kościoła i jego hierarchii. Taki też wizerunek Kościoła, jako religijnej „przybudówki do obozu władzy” zaczął być skutecznie promowany przez media opcji liberalno-lewicowej. Większość z nich odtąd przyjęła strategię polegającą na prezentowaniu wyłącznie negatywnych zjawisk w Kościele, a pomijając wszelkie pozytywne aspekty jego działalności. Kościół zaczął być traktowany przez te ośrodki w kategoriach „wroga politycznego”, z którym prowadzi się bezpardonową walkę.

Notowania zaufania do Kościoła z marca 2017 okazały się jednymi z najsłabszych od blisko dwudziestu lat. Pozytywnie o jego działalności wypowiadało się 52 proc. (od września 2016 roku spadek o 3 punkty procentowe), a krytycznie - 35 proc. (wzrost o 4 punkty). Co prawda lekki wzrost zaufania do Kościoła odnotowujemy w 2018 r., ale nie na długo. We wrześniu 2018 pozytywne oceny Kościoła wzrastają o 3 punkty procentowe do 55 proc., a negatywne nieco spadają – do 33 proc. Tego niewielkiego wzrostu zaufania do Kościoła nie hamuje wyemitowany w końcu roku 2018 „Kler” Wojciecha Smarzowskiego, który obejrzało co najmniej 5 mln Polaków. Już po emisji filmu, w marcu 2019 r. pozytywnie oceniało działalność Kościoła 57 proc., a negatywnie 32 proc. Widać z tego, że duża część widzów potraktowała film Smarzowskiego bardziej w kategoriach „literackiej fikcji” a nie dokumentu odsłaniającego mechanizmy obowiązujące w Kościele.

Wobec skandali

Silne załamanie pozytywnych ocen (o 9 punktów procentowych) przychodzi nieco później, w maju 2019, po autentycznym wstrząsie jaki wywołał film Tomasza Sekielskiego: „Tylko nie mów nikomu”. Zawierał on wiarygodne i przemawiające do emocji świadectwa ofiar seksualnego molestowania przez księży, z czym się nie dyskutuje. Pozytywne oceny Kościoła spadły wtedy do 48 proc., a negatywne wzrosły aż do 40 proc. Oznaczało to najniższy poziom pozytywnych ocen Kościoła od 1993 r. i jednocześnie najwyższy skok w górę ocen negatywnych. 

Warto przypomnieć, że Episkopat, w szczególności prymas Wojciech Polak i przewodniczący KEP abp Stanisław Gądecki zareagowali na te ujawnienia w sposób iście ewangeliczny, przepraszając publicznie ofiary w imieniu Kościoła i obiecując rozliczenie przestępców w sutannach. We wrześniu 2019 notowania Kościoła nieco się poprawiły - 52 proc. badanych dobrze oceniało jego działalność, a 38 proc. źle. Ten pozytywny trend wyraził się również w tym, że latem 2019 więcej niż dotąd pielgrzymów wyruszyło na Jasną Górę. W sierpniu pieszych pielgrzymów przybyło tam o 11 tys. więcej niż rok wcześniej – w sumie ok. 120 tys.

Wzrostowy trend pozytywnych ocen Kościoła dał się zauważyć również w początkach bieżącego roku. W marcu 2020 pozytywnie o Kościele opowiadało się 57 proc. Polaków (wzrost o 5 punktów procentowych), a źle 32 proc. (spadek o 6 punktów procentowych).

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama