Motocyklowy gang księży

Ks. Tomasz Tytus Zdeb, wiceprezydent kapłańskiego klubu motocyklowego "God's Guards", w rozmowie z Piotrem Otrębskim wyjaśniał, czym zajmuje się motocyklowy gang... księży.

- Pierwsza sprawa, jesteśmy kapłanami. To jest kapłański klub motocyklowy, czyli nie może być w nim ktokolwiek. Trzeba mieć ważne święcenia i nie można nosić na swoich ramionach żadnych kar kościelnych - opowiadał ks. Tomasz.

- To jest część naszego hobby. Należy do nas jeden biskup pomocniczy - dodawał.

Pytany o to, ile kosztuje taka maszyna i czy na takie hobby pieniądze idą z tacy, mówił:

- Z tacy nie idzie nic na żadne hobby księdza. Taca jest zarezerwowana na cele parafialne. Nawet jako antyklerykał trzeba to wiedzieć, że to jest stereotyp, że ksiądz z tacy dostaje na cokolwiek. Wiadomo, że każdy zarabia, tak samo i ksiądz. Dostaje pensje za te rzeczy, które wykonuje duszpasterskie, czy jako katecheta i można powolutku odkładać - wyjaśniał.

- Motocykle mogą być droższe niż samochody. Mój motocykl kosztuje 17 tys. zł - dodawał.

Jak podkreślał, "w Polsce jest jeden główny klub założycielski".

- Około 160 księży jeździ w naszym klubie. Oczywiście może być ich więcej, tylko nie każdy jeżdżący ksiądz oznacza, że musi być w naszym klubie. To nie motocykl jest tą wizytówką, tylko to, że jakikolwiek kapłan, który idzie w kamizelce ma świadomość tego, że jest członkiem kapłańskiego klubu motocyklowego. Na zlotach, czy spotkaniach motocyklowych nie chodzimy w sutannach, ani pod koloratką, bo dla każdego motocyklisty, który zna temat motocyklowy, kiedy zobaczy nasze barwy, od razu mówi, to jest ksiądz - mówił.

- W środowisku motocyklowych jesteśmy rozpoznawalni i identyfikowani jednoznacznie. Po to jesteśmy w tych środowiskach, żeby być kapłanami i służyć tym motocyklistom - zaznaczył ks. Tomasz.

- Są osoby, które w tych gangach motocyklowych posługują nam jako ministranci. Są kluby motocyklowe, w których rozpiętość między księdzem a tym człowiekiem jest dość duża, ale spotykamy się na tej płaszczyźnie motocyklowej - tłumaczył.

- W zeszłym roku u mnie w parafii był ślub motocyklisty, który już od ponad 15 lat żył nawet bez związku cywilnego z jakąś kobitką, mieli dwójkę dzieci. Przez rozmowy, przez nić sympatii, to właśnie na tej płaszczyźnie przyszła refleksja, żeby zatroszczyć się też o te sprawy. Przychodzi do kancelarii motocyklista, wytatuowany, krępy, ma jakiegoś diabła na plecach, to ksiądz, który siedzi w kancelarii myśli, że przyszedł jakiś poganin, który chce coś wykręcić. Żeby zdjąć taką maskę takiego złego motocyklisty i zobaczyć w nim człowieka, który potrzebuje pomocy. I to jest między innymi nasze działanie duszpasterskie - podkreślał ks. Tomasz Zdeb.

- Nie można wszystkich wrzucić do jednego kotła diabelskiego. Też po to jesteśmy, żeby włożyć rękę do jakiegoś kotła i wyciągać tych ludzi - podsumował.

źródło: Karolina Zaremba, Salve TV - Chrześcijańska Telewizja Internetowa Diecezji Warszawsko-Praskiej

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama