Ks. Chrostowski: w trudnych momentach czuję obecność kard. Wyszyńskiego

W rozmowie z KAI ks. prof. Waldemar Chrostowski mówi o tym, co zawdzięcza kard. Wyszyńskiemu, o swoich pasjach naukowych, roli przewodnika po Ziemi Świętej oraz o zamiłowaniu do filatelistyki. „Największym zagrożeniem dla humanistyki jest coraz większa presja politycznej poprawności” – podkreśla.

Alicja Wysocka: „Jeżeli udało mi się czegoś w życiu dokonać, a starałem się, żeby nie było to życie leniwe, zawdzięczam to przede wszystkim kardynałowi Wyszyńskiemu” – powiedział Ksiądz Profesor podczas tegorocznego Święta UKSW, odbierając Nagrodę Rektora za wybitne osiągnięcia naukowe. To bardzo osobista deklaracja…

Ks. prof. Waldemar Chrostowski: Tak – i wynika ze sprawiedliwości. Kardynałowi Stefanowi Wyszyńskiemu zawdzięczam przede wszystkim kapłaństwo, które jest największym darem. Moja droga do święceń kapłańskich była wyboista i decyzji Księdza Prymasa zawdzięczam, że od 6 czerwca 1976 r. jestem kapłanem. Pamiętam jego słowa, które stanowią motto wszystkiego, co mi się wydarzyło w życiu: Jeżeli rzucają kamienie pod nogi, to trzeba się cieszyć, bo z tych kamieni można budować schody, którymi idzie się coraz wyżej. To była logika jego życia, naznaczonego cierpieniami i przeciwnościami, której starałem się uczyć i ją wdrażać.

Dzięki decyzji Księdza Prymasa niespełna dwa lata po święceniach zostałem skierowany na studia do Rzymu, w Papieskim Instytucie Biblijnym. Z tym wyjazdem wiąże się niezwykłe wspomnienie – mówię o tym bardzo rzadko, ale sądzę, że warto dać świadectwo w przeddzień beatyfikacji. Mój przyjazd do Rzymu nastąpił 26 sierpnia 1978 r. i zbiegł się z wyborem papieża Jana Pawła I. Na konklawe był obecny kard. Wyszyński i wówczas, w Rzymie, odbyliśmy kilka serdecznych i ważnych dla mnie rozmów. 8 września, tuż przed swoim powrotem do Warszawy, Ksiądz Prymas wręczył mi swoją biografię wydaną w Stanach Zjednoczonych, z niezwykle wymownym wpisem: Drogiemu Księdzu Waldemarowi Chrostowskiemu błogosławi na pracę w Rzymie, na Instytucie Biblijnym i z życzeniami, by unikał błędów, których ja nie zdołałem uniknąć. Wielki Prymas, który liczył wtedy 77 lat życia, daje młodemu księdzu-studentowi taką dedykację! Czyż nie świadczy to o jego ogromnej pokorze i niepospolitej dobroci? Taki obraz Prymasa – Ojca w sobie noszę i zachowuję. Dla mnie ta dedykacja to zobowiązanie i relikwia.

Ksiądz Profesor powiedział również, że doświadcza wsparcia kard. Wyszyńskiego z „drugiej strony życia”.

To prawda, w trudnych momentach, których przecież nie brakowało, jego prowadzenie i pomoc okazywały się najbardziej skuteczne. Jestem o tym przekonany i publicznie o tym świadczę, bo czuję jego obecność. Jest to zarazem świadectwo, że życie nie kończy się wraz ze śmiercią. Beatyfikacja to nie tylko ważny akt Kościoła katolickiego, lecz i jeden z istotnych przejawów wyznania wiary w zmartwychwstanie i życie wieczne.

Ze wspomnień Księdza Profesora wyłania się postać Prymasa, który mimo że został nazwany Prymasem Tysiąclecia, był człowiekiem niezłomnym, wielkim, nie był niedostępny, surowy ani „na dystans”.

Ci, którzy przedstawiali kard. Stefana Wyszyńskiego jako człowieka surowego i niedostępnego, albo go nie znali, albo od początku jego prymasostwa mu się tak czy inaczej sprzeciwiali. To był zresztą największy ból Księdza Prymasa. Sądzę, że w wielu sytuacjach on tych ludzi po prostu unikał, ale nie dlatego, że się ich bał, lecz dlatego, że nie chciał, by mnożyli swoje złe emocje i sprzeciwy.

Niechętnie mówi się o tym, co działo się podczas Soboru Watykańskiego II, kiedy w Rzymie rozrzucano ulotki przeciwko Prymasowi i domagano się od papieża Pawła VI ustanowienia w Polsce nuncjusza tłumacząc, że Prymas ma zbyt duże przywileje. Rozmaite przejawy wrogości wobec niego, których źródło leżało na obrzeżach Kościoła w Polsce, dawały też o sobie znać poza Rzymem, w innych krajach, co Księdza Prymasa bardzo bolało.

Ksiądz Prymas był, mówiąc językiem Jana Pawła II, człowiekiem sumienia oraz człowiekiem, który w każdym warunkach był sobą. Okazywał szacunek innym, lecz wymagał także szacunku dla siebie. jego postać nie jest pomnikowa w tym sensie, że był kimś stojącym na piedestale i ponad codziennymi troskami. Był człowiekiem, który szybko się wzruszał, był życzliwy ludziom, wyczulony na ich potrzeby i troski. Ale przeżył w swoim życiu tak wiele, że nie pozwalał na to, by go instrumentalnie traktowano i wykorzystywano.

Uzasadniając wniosek dla Nagrody Rektorskiej ks. prof. Roman Bartnicki podkreślał ogromny dorobek naukowy i popularyzatorski Księdza Profesora. Wyliczył, że średnio co cztery dni ukazywała się jakaś nowa publikacja. Co z tej pracy jest najważniejsze?

Mój dotychczasowy dorobek obejmuje ponad trzy tysiące pozycji bibliograficznych. Dokonywanie oceny, co z tego uznaję za najważniejsze, jest trudne, ale spróbuję odpowiedzieć. Po pierwsze, dużą wagę przywiązuję do badań i publikacji biblijnych, w których zawarłem hipotezę o istnieniu asyryjskiej diaspory Izraelitów. To dość specjalistyczna sprawa, o znaczeniu przełomowym dla spojrzenia na historię biblijnego Izraela oraz na proces kształtowania się jego świętych tradycji i datowanie ksiąg świętych.

Chodzi o to, że pod koniec VIII wieku przed Chrystusem Imperium Asyrii najechało na Królestwo Izraela, deportując z jego terytorium około 50 tysięcy mieszkańców. Druga Księga Królewska lakonicznie sugeruje, że zaginęli w pomroce dziejów, nie dokonawszy niczego istotnego. Natomiast z moich badań, opartych na innych miejscach Biblii, a przede wszystkim na źródłach pozabiblijnych, zwłaszcza asyryjskich, wynika, że owe 50 tysięcy deportowanych nie rozpłynęło się, lecz rychło okrzepło. W Mezopotamii stworzyło prężną diasporę, która ocaliła dziedzictwo Izraelitów i stała się płodnym podłożem dla nowych wygnańców, którzy ponad stulecie później, w początkach VI wieku przed Chrystusem, zostali deportowani z Jerozolimy i Judy do Mezopotamii przez Babilończyków. O ile początkowo w środowisku biblistów ta teza została przyjęta dość powściągliwie, o tyle teraz, kiedy została opublikowana także w języku angielskim, zyskuje coraz więcej zwolenników i rozpoczęła „drążenie” nowego kierunku badań i studiów biblijnych.

Drugi kierunek mojej pracy naukowo-dydaktycznej łączy się z wielkim rozczarowaniem i dotyczy dialogu chrześcijańsko-judaistycznego. Mogę powiedzieć – może nieskromnie – ale trzeba mówić prawdę: w zakresie teologicznych relacji Kościoła z Żydami i judaizmem nigdzie nie dokonało się tyle, ile w Akademii Teologii Katolickiej i w początkowym okresie istnienia Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Na naszej uczelni odbyło się 18 dorocznych sympozjów teologicznych pod hasłem Kościół a Żydzi i judaizm. Nigdzie na świecie nie było tak systematycznie realizowanej inicjatywy, prowadzonej z naciskiem na religijne i teologiczne aspekty stosunków chrześcijańsko-żydowskich.

To była autorska inicjatywa Księdza Profesora?

Tak, to był mój pomysł, zapoczątkowany w 1989 roku i ja go cały czas, oczywiście we współpracy z innymi, realizowałem, pod koniec również w kooperacji z Uniwersytetem Mikołaja Kopernika w Toruniu, na którym równolegle pracowałem przez dziewięć lat, od 2001 do 2010 roku. Staraniem ATK i UKSW ukazywała się cenna seria wydawnicza „Kościół a Żydzi i Judaizm” i półrocznik „Maqom” jako Biuletyn Instytutu, a potem Zakładu Dialogu Katolicko-Judaistycznego. To tylko niektóre inicjatywy! Wieloletni wysiłek dał podstawę dla zaistnienia tzw. polskiej szkoły dialogu. Można by się z tego cieszyć, gdyby nie to, że z czasem, zarówno na UKSW jak i w Kościele w Polsce, zabrakło rzeczywistego rozwijania tej drogi.

Kolejni następcy abp. Henryka Muszyńskiego i Stanisława Gądeckiego w funkcji przewodniczącego Komisji Episkopatu ds. Dialogu z Judaizmem właściwie problematyką teologiczną się nie interesowali. Cała wcześniejsza praca została w dużej mierze zahamowana, ale mimo to nie była bezowocna. Opowieść o wieloletnich doświadczeniach w tym przedmiocie zawarłem w trzech tomach rozmów zatytułowanych: Bóg, Biblia, Mesjasz, a także Kościół, Żydzi, Polska oraz Prawda, Chrystus, Judaizm, wydanych przez „Frondę”. Poszczególne tomy miały po kilka i kilkanaście wydań.

Chociaż kościelne kontakty z Żydami poszły w innym kierunku, jednak te publikacje i inicjatywy mocno przeorały świadomość katolików polskich w dziedzinie relacji katolicko-żydowskich.

Jakie znaczenie dla Księdza Profesora ma Nagroda Ratzingera?

To najwyższa nagroda w dziedzinie teologii, przyznawana przez watykańską Fundację Ratzingera w imieniu i za zgodą Benedykta XVI oraz z akceptacją papieża Franciszka. Fakt, że ją w 2014 r. otrzymałem, stanowi największe osiągnięcie, sukces i radość mojego życia naukowego. Wciąż pozostaję jedynym Polakiem, który ją otrzymał i niecierpliwie czekam, żeby się to zmieniło. Cieszę się, że moja praca na niwie biblijnej i w zakresie dialogu katolicko-żydowskiego została zauważona i doceniona, o czym zresztą mówił kard. Camillo Ruini podczas prezentacji kandydatów i kard. Gerhard Müller, jeden z najwybitniejszych współczesnych teologów, który obficie korzysta z myśli Józefa Ratzingera – Benedykta XVI, podczas wręczania tej nagrody w Sali Klementyńskiej na Watykanie.

W tym roku mija 35 lat pracy Księdza Profesora na ATK i UKSW. Jak z tej perspektywy zmieniła się praca na uczelni? Co przy zmieniających się władzach, reformach i ustrojach uniwersytetów, jest lub powinno być niezmienne i ważne?

Najważniejsze w nauce jest umiłowanie prawdy i jej wytrwałe dociekanie. Specyfika teologii polega na tym, że najpierw chodzi w niej o Prawdę (z dużej litery), dlatego uprawianiu tej dyscypliny musi towarzyszyć żywa i stale pielęgnowana wiara. Teologia bez wiary jest jak pływanie w basenie suchym i pozbawionym wody.

Drugą sprawą jest szacunek dla młodzieży i wszystkich, którzy chcą poznawać Prawdę. Wielu moich byłych studentów i studentek weszło głęboko w życie publiczne, niektórzy mieszkają zagranicą, pełnią ważne funkcje i stanowiska, nie tylko kościelne, lecz i świeckie. Studia teologiczne przynoszą różne dobre skutki. Przykładowo, jedna ze studentek wyjechała do Wielkiej Brytanii i została zatrudniona na bardzo odpowiedzialnym stanowisku w renomowanym banku. Ci , którzy ją przyjmowali do pracy, stwierdzili, że dla nich jej podstawowym walorem jest to, iż ukończyła teologię, a więc musi być prawym, uczciwym i rzetelnym człowiekiem. Myślę, że to ważny drogowskaz!

Wydział Teologiczny, co dotyczy całego Uniwersytetu, ma sprzyjać kształtowaniu dobrych, prawych i szlachetnych ludzi, których można obdarzyć zaufaniem. Oczywiście ważna jest też wiedza, dlatego na Uniwersytecie powinni być zatrudniani wyłącznie bardzo dobrzy i dobrzy wykładowcy. Nie powinno się tolerować, a tym bardziej promować, układów osobistych i „bocznych ścieżek”, bo to bardzo Uniwersytetowi szkodzi i wypacza jego misję.

Obecnie ważnym kryterium oceny pracy naukowca jest udział w grantach, projektach oraz zbieranie punktów za publikacje i różne inicjatywy.

Zapewne można to odnosić do nauk ścisłych, gdzie osiągnięcia są wymierne i mierzalne, bo skutkują np. nowymi technologiami, wynalazkami i patentami. Natomiast w naukach humanistycznych trudno standaryzować wskaźniki, bo składają się na nie dyscypliny, które powinny być oceniane według zupełnie innych kryteriów.

Największym zagrożeniem dla humanistyki jest coraz większa presja politycznej poprawności. Żeby otrzymać grant czy fundusze na projekt trzeba wpisać się w konkretne oczekiwania polityczne albo światopoglądowe: tzw. społeczeństwo obywatelskie, mniejszości etniczne i wyznaniowe, migranci, ideologia LGBT w jej wielorakich odmianach… Ale narzucanie ideologii nie ma nic wspólnego z nauką, natomiast mnoży nowych „inżynierów dusz” i, mówiąc kolokwialnie, w większości stanowi zwyczajny chłam, z którego nic ważnego i pożytecznego nie wynika. Parodiują naukę ci, którzy wychodząc naprzeciw zapotrzebowaniu określanemu przez polityków kontynuują rolę „pożytecznych idiotów”. Niestety, jak dawniej, tak i dzisiaj, znajdują oni dla siebie miejsce również na uniwersytetach, a w nich nawet na wydziałach teologicznych.

Ksiądz Profesor poświęca się nie tylko pracy naukowej, lecz także szeroko znany jest ze swoich pasji: oprowadzania pielgrzymek po Ziemi Świętej (i nie tylko) oraz filatelistyki…

To wszystko wynika z mojej kapłańskiej tożsamości. Już w samych początkach, gdy pracowałem jako wikariusz w parafii, organizowałem wyjazdy do Częstochowy, Kalwarii Zebrzydowskiej i Krakowa. Po powrocie z Rzymu, a następnie kiedy zacząłem pracę na uczelni, musiałem ograniczyć tę aktywność, ale „ciągnęło wilka do lasu”…

Znajomość języków obcych i ciekawość poznawania świata otwierała możliwości pielgrzymowania, więc zaczęło się od Rzymu, zwłaszcza że sprzyjał temu czas pontyfikatu Jana Pawła II. Równolegle była Ziemia Święta, inne kraje biblijne oraz wiele innych kierunków, z Brazylią, Rosją, Kazachstanem, Meksykiem czy Filipinami… W sumie poprowadziłem ponad 150 pielgrzymek, w tym 100 do Ziemi Świętej. Bardzo wzruszające były pielgrzymki do Ziemi Świętej z osobami niewidomymi i żołnierzami generała Andersa. W 2020 roku mieliśmy z nimi udać się do Kazachstanu, który dobrze znam, ale na przeszkodzie stanęła pandemia. Dużo satysfakcji dawały mi też konferencje biblijne, których wygłosiłem niemal półtora tysiąca.

Bardzo lubię filatelistykę i wciąż rozwijam trzy zbiory: Jan Paweł II na znaczkach pocztowych świata – właśnie ukazał się album z reprodukcjami i opisami znaczków wydanymi po śmierci Ojca Świętego, do roku 2015. Ten zbiór był wielokrotnie wystawiany i nagradzany, po czym przekazałem go do warszawskiego Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego. Ciekawe jest zobaczyć oddziaływanie naszego Papieża, zwłaszcza teraz, gdy jest on niesprawiedliwie kontestowany. Drugi zbiór to Stary Testament na znaczkach pocztowych, a trzeci – patriotyczny, który zacząłem w dzieciństwie – to Królowie i książęta polscy.

Czy zdradzi Ksiądz Profesor swoje plany na przyszłość?

Najważniejszym marzeniem mojego życia naukowego było podjęcie nowego przekładu Biblii Hebrajskiej, czyli protokanonicznych ksiąg Starego Testamentu, z perspektywą – jeśli starczy czasu – na księgi deuterokanoniczne oraz Nowy Testament. W czerwcu 2021 roku ukazał się pierwszy tom, a w nim przekład na język polski Księgi Dwunastu, czyli proroków mniejszych, z przypisami i obszernymi wprowadzeniami. Aktualnie pracuję nad przekładem Tory, czyli Pięcioksięgu Mojżesza. Będę miał więcej czasu, bo wraz z moim rocznikiem 1951 przechodzę na emeryturę. Cieszę się tym i mam co robić.

Rozmawiała Alicja Wysocka / Warszawa

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama