Braterski remis w papieskim meczu „Fratelli Tutti”

Towarzyski mecz pomiędzy przedstawicielami Światowej Organizacji Romów z Chorwacji a papieską drużyną „Fratelli Tutti” zakończył się remisem 7:7. Spotkanie odbyło się na boisku treningowym klubu sportowego Lazio w Rzymie.

Do przerwy Romowie prowadzili 5:1. Mecz wyraźnie nie układał się dla biało-żółtych. Gwardziści szwajcarscy, księża i pracownicy Watykanu nie mogli znaleźć sposobu na zgranych Chorwatów, którzy przeważali technicznie. Jednak w drugiej połowie Romowie opadli z sił, a „papiescy” prezentowali się znacznie lepiej niż w pierwszych 30 minutach, dzięki czemu zdołali doprowadzić do remisu.

Mecz, choć opierał się na rzeczywistej sportowej rywalizacji, był w dużej mierze wydarzeniem rekreacyjnym i happeningowym, co wpłynęło też na luźną atmosferę na boisku. Czołowy włoski napastnik Ciro Immobile, który wystąpił w roli arbitra, pokazał np. żółty kartonik sędziemu liniowemu za… wskazanie spalonego. „Celem spotkania nie było pokonanie przeciwnej drużyny, ale danie kopniaka wykluczeniu, nierówności i uprzedzeniom” – powiedział w rozmowie z Radiem Watykańskim Giampaolo Mettei, prezes Athletica Vaticana, jednego z organizatorów wydarzenia.

„Mecz został rozegrany zgodnie z zasadami encykliki Fratelli Tutti. Graliśmy nie przeciwko sobie, ale ze sobą, nie kalkulując, kto strzeli najwięcej bramek. Nie przypominam sobie, żeby miał miejsce jakiś poważniejszy faul. Można więc uprawiać sport bez negatywnych emocji. To nie był mecz towarzyszki, ale braterski. Myślę, że takie spotkania mogą być wzorem dla wielkiego futbolu i dobrym przykładem dla dzieci, które pasjonują się piłką, że można grać w inny sposób, bez przepychanek, przekleństw, a jednocześnie pochodząc z różnych światów, tak jak w tym przypadku, gdy na boisku znaleźli się razem Romowie, migranci czy chłopiec z Zespołem Downa” – powiedział Giampaolo Mettei.

„Kapitan papieskiej drużyny, młody Kameruńczyk, który przybył z obozu imigrantów na wyspie Lesbos, z wielką dumą nosił koszulkę z napisem «Fratelli Tutti» i dzięki temu poczuł się tutaj nie gościem, a prawdziwym gospodarzem. Do końca życia w moim sercu pozostanie obraz Filippo, chłopaka z Zespołem Downa i jego cieszynka po zdobyciu bramki. Wbiegł pod trybuny z energią i radością piłkarzy z Serie A, by zadedykować gola swojej mamie lub dziewczynie. Nie widziałem nigdy nic bardziej pasjonującego”.

źródło: Łukasz Sośniak SJ, vaticannews.va

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama